
Nad ranem znowu pojechaliśmy do weta – tym razem bez Asy. Nie byłam pewna, dokąd mnie wiozą, więc nie dałam Pani spokoju. Ale przyjechaliśmy tam, gdzie już byłam. Potem jakieś szczepienie, wyciskanie gruczołków i OK. Drogi powrotnej nie pamiętam, bo…