Mazowiecki pies z daleka

Historia naszej „Alaski” jest długa (i powoli robi się coraz dłuższa).

Jej pierwsze fotografie Pani zobaczyła w internetach na stronie koszalińskiego portalu. Wiecie, gdzie Rzym, a gdzie Krym? Gdzie Koszalin, a gdzie Mazowsze? Ja już znam naszą Panią, naszego Pana… Oni potrafią wymyślić psa z drugiego końca świata i ściągnąć go do naszego ogrodu.

Ja też przyjechałam z daleka. Z przeciwnego kierunku, moi rodzice – dalmatyńczyki – są ze Śląska! Już o tym kiedyś mówiłam: tu przypominam moją podróż.

Tego szczeniaka ktoś podrzucił do schroniska na północy naszego pięknego kraju. Wolontariusze wiedzą, że szczeniaki w schronisku to dramat. To najgorsze psie dzieciństwo. Na szczęście właśnie, byli tam wolontariusze z fundacji Adopcje malamutów. Nazwali ją Alaską, wzięli pod swoje skrzydła i tak już zostało.

Alaska krótko była w schronisku – przez kilka miesięcy mieszkała w tzw. domu tymczasowym u Mojry i jej Państwa, którzy opiekowali się psicą starannie, jednocześnie szukając jest domu na stałe…

W ten sposób Mojra i jej Państwo przyjechali do nas. Alaska była bardzo młoda, miała około pół roku, podczas gdy ja, Plama II, miałam już prawie 4 lata, więc byłam bardzo dorosła.

Taka historia.

Najdziwniejsze w niej jest to, że Alaska to żaden malamut i w ogóle nie ma nic wspólnego z rasami północnymi. Pani kiedyś odkryła, że dokładnie tak wygląda większość dzikich psów australijskich.

An Australian Dingoe, Canis lupus dingo [wikimedia]

Różnica pomiędzy dzikim dingo a naszą Alaską polega tylko na pigmentacji nosa – zwykle dingo maja czarne noski, zaś Alaska ma brązowy. Jednak w Australii zdarzają się również rudo-nose psy dingo. Takie jak Alaska…
Oto nasza fotografia sprzed lat kilku – Alaska i ja, Plama II.

Dodaj komentarz