Było u nas (to znaczy u Państwa, u Asy i u mnie) mnóstwo ludzi i Luna. Ludzie jak ludzie – gapili się na mnie i tyle. Ci pierwsi chyba byli z naszego stada, choć mieli na sobie zapach jakiejś małej suczki (jamniczka pewnie). Biegać nie chcieli.
Trochę dopiero z Luną pobiegałyśmy wkoło świerku. Nawet Asę nieco ruszyło. Dostałam fajnego gryzaka od pani Luny.