Imieniny pani

imieniny pani

Fot.: pani Luny

Więc najpierw zaczęli się schodzić różni ludzie – starzy i nowi znajomi. Każdego musiałam przywitać, choć nie wszyscy równie chętnie witali się ze mną (też mogliby czasem podskoczyć z radości, że mnie widzą!).
A potem przyszła Luna ze swoim stadem. Asa jej dawno nie widziała, ostatnio została w domu, jak byliśmy z państwem u Luny i jej stada, i powiedziała, że Luna jest już zbyt dorosła, żeby się szarogęsić na naszej posesji. Naszej – czyli Asy i mojej.
Ale ja wcale tak nie uważam. Bawiłyśmy się, jak zawsze. Tylko Asa nam przeszkadzała. Bo co to za zabawa, jak Asa warczy i szczeka na Lunę? Luna oczywiście z Asą się nie pokłóci (ta różnica gabarytów!), więc kładła się posłusznie na plecach, ale wtedy już nie mogłyśmy się gonić.
Bardzo to trudne.
Takie to były imieniny. To znaczy, imieniny trwały dłużej (nawet kilka dni), ale potem już nikt ciekawy nie przyszedł i się nudziłam.
Spodobała mi się jednak nowa zabawa: jak nikt się mną nie zajmuje, to wtedy mogę stanąć na dwóch łapach i sięgać po smakołyki ze stołu! Fajnie!

Dodaj komentarz